Niemal trzy lata temu testowałem kosę Handy, która oprócz możliwości koszenia umożliwiała cięcie drzew oraz trymowanie żywopłotu. Przez ten okres, kosa nie miała u mnie łatwo. Nie dbałem zbytnio o nią i i jedyną formą konserwacji było zalewanie cylindra olejem do dwusuwów pomiędzy dłuższymi przestojami. A kosa wytrzymała to nad wyraz dzielnie.

W mijającym tygodniu pierwszy raz w tym sezonie (jak na mnie to bardzo późno) wyciągnąłem kosę z garażu i postanowiłem zrobić odrobinę porządku na posiadanych przeze mnie terenach zielonych. Jak zwykle po tak długiej, między sezonowej przerwie, która trwała prawie 7 miesięcy z obawą zalewałem zbiornik paliwem, nie będąc pewny czy urządzenie jeszcze zadziała. Oczywiście, cóż mogłoby się zepsuć w nieużywanym sprzęcie, jest jednak taki niepokój, gdyż jak to mówią, nieużywany organ zanika – w tym wypadku się psuje. Co dobrze obrazuje choćby klimatyzacja w naszych samochodach, nieużywana zimową porą potrafi wiosną sprawić niemiłe niespodzianki.

Wracając jednak do kosy. Musze przyznać ze na początku nie chciała odpalić i moje obawy co do jej dalszej przydatności znacząco rosły. Jednak po kilki (kilkunastu) pociągnięciach linką rozrusznika Handy zaskoczyła i zaczęła wesoło terkotać wypuszczając z wydechu nadprogramową ilość dymu (spalany olej). To zmotywowało mnie do napisania podsumowania mojej trzyletniej przygody z Handy GKS 520-4W1, która była nad wyraz pozytywna. Na palcach jednej ręki mógłbym wymienić problemy związane z urządzeniem.

Do największych zaliczyłbym zabrudzony gaźnik, który spowodował problemy z uruchomieniem kosy. Na szczęście jego rozebranie oraz przeczyszczenie (co było bardzo prostą czynnością) przyniosło pozytywny skutek i przywróciło kosę do życia.

Innym problemem było pęknięcie głowicy tnącej. Tu również sytuacja nie była poważna, gdyż zamiennik na allegro kosztowa mnie jedynie 20zł.

Podobnie łatwą do usunięcia usterką, była notorycznie odkręcająca się śruba obudowy gaźnika. Problem ten rozwiązałem dodając kilka podkładek sprężystych i całość zaklejając taśmą klejącą (gdyby jednak śruba zdecydowała się odkręcić nie musiałbym jej szukać po całym trawniku)

Największym problemem z jakim musiałem się zmierzyć przez trzy lata korzystania z Handy to zagubienie przeze mnie prowadnicy do piły. To niestety jest, tylko i wyłącznie, moja wina.  Sprawdziłem już na allegro, taka prowadnica kosztuje ok 90zł, więc niestety będę musiał się wykosztować za moją niefrasobliwość. Nie jest to na szczęście ogromny wydatek, co jest zaletą Handy – części zamienne nie kosztują dużo i przede wszystkim są dostępne.

Gdybym drugi raz stawał przed wyborem kosy, zapewne ponownie kupiłbym Handy. Jest to bardzo uniwersalne urządzenie a przy tym nie kosztuje za wiele. W dalszym ciągu na rynku dostępne są do niej części zamienne. Przyzwyczaiłem się nawet do nietypowego chwytu podczas koszenia trawy i nie sprawia mi on już problemów. Jednym słowem – warto!

Share.

Leave A Reply