Traficar wystartował równo dwa lata temu, Panek Car Sharing w rok po nim. Dziś są głównymi graczami szybko rosnącego w kraju rynku wynajmu samochodów na godziny za pomocą smartfona. Jeszcze nie zarabiają, ale latem 2019 roku będą już na plusie.

Białych hybrydowych toyot Yaris ma już tysiąc. Wkrótce na pięciuset pojawi się Syrenka, herb Warszawy. Panek Car Sharing, firma Macieja Panka, wygrała właśnie przetarg na miejski carsharing w stolicy. Będzie płacić miastu 360 zł rocznie za parkowanie każdego ze swych aut. EDIT – przetarg został unieważniony. Więcej informacji tutaj
Stolica jest dziś największym w Polsce rynkiem dla carsharingu, czyli wynajmowania aut na minuty. Na 3,5 tys. samochodów dostępnych dziś w kraju w tej formule wynajmu połowa jeździ po ulicach i okolicach stolicy. Dzielą ją między siebie trzej gracze. Oprócz Panka, jeszcze Traficar i 4Mobility. Reszta carsharingowych aut porusza się po Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Trójmieście i Łodzi.

Usługa funkcjonuje u nas zaledwie od dwóch lat, ale szybko się rozwija. Zaistniała jesienią 2016 roku, kończąc ów rok flotą 300 samochodów. Dziś jest ich 11–12 razy więcej. Jak uważa ekspert PwC Mikołaj Matuszko, coraz więcej Polaków dostrzega zalety tej formy przemieszczania się po mieście, coraz bardziej obchodzi ich jakość powietrza w środowisku, w którym na co dzień przebywają. Według różnych szacunków jedno auto z carsharingu może zastąpić od 7 do 11 prywatnych (w Niemczech nawet 19), przyczyniając się do rozładowania ruchu ulicznego. Jest to też łatwy dostęp do środka transportu bez konieczności jego posiadania, które staje się zbędne w sytuacji, gdy – jak wyjaśnia Matuszko – prywatny samochód jest w Polsce użytkowany średnio przez godzinę, a przez 95–98 proc. czasu stoi pod domem czy biurem. Tymczasem carsharingowy jest w ruchu nawet przez 10 godzin.

By go wynająć, wystarczy ściągnąć na smartfona darmową aplikację, która po zakończonym przejeździe informuje kierowcę o opłacie pobranej z jego karty płatniczej przez system operatora. Płaci się za długość trasy i czas spędzony w samochodzie. Więcej niż w komunikacji miejskiej, ale mniej niż w taksówce czy korzystając z Ubera. Samochód można wynająć na ulicy i pozostawić tam, gdzie się dojechało, byle byłoby to w strefie działania operatora. Carsharingowy klient nie kupuje paliwa (a jeśli już musi, to w aucie znajdzie kartę paliwową), a w strefie parkomatowej parkuje za darmo. Nie obchodzi go również ubezpieczenie auta, jego utrzymanie (serwis) czy utrata wartości. Zdaniem Mikołaja Matuszki usługa jest atrakcyjna dla mieszkańców miast i osób przyjeżdżających tam do pracy. Ma więc biznesowy potencjał.

Dostrzegają go nie tylko firmy związane z motoryzacją, ale też informatyczne, energetyczne, paliwowe. I tak EasyShare stworzył w Łodzi warszawski Keratronik, producent systemów telematycznych, za wrocławską Vozillą stoi informatyczna Enigma z Warszawy, na stacjach BP w Poznaniu hybrydowe toyoty Yaris udostępnia firma Click2Go, swój e-Car Sharing oparty na autach elektrycznych szykuje Innogy, dostawca energii elektrycznej w Warszawie.

Najwięksi dziś gracze to jednak Panek Car Sharing i Traficar. Nieprzypadkowo. Obaj wyrośli z solidnego, okrzepłego już przed wielu laty biznesu rent-a-car. Pierwszy jest częścią firmy Panek SA koncentrującej się na wynajmie krótkoterminowym (od 1 do 30 dni), drugi z firmy Express świadczącej wynajem krótko-, średnio- i długoterminowy. Obaj mają za sobą finansowy potencjał firm matek, ich oddziały i rynkowy know-how. Prezesi obu zgodnie przyznają, że carsharing jest jeszcze w Polsce na dorobku.

Więcej na: Forbes

Share.

Leave A Reply