Ostatnio na rynku gadżetów panuje ewidentna moda na miniaturyzację. Niedawno miałem w rękach mini-alkomat Alcolife S3 Mini, który okazał się zaskakująco precyzyjny i funkcjonalny. Ten trend sprawia, że producenci prześcigają się w pakowaniu zaawansowanej technologii w obudowy wielkości pudełka zapałek. To świetna wiadomość dla kierowców, którzy cenią sobie dyskrecję i nie lubią, gdy kokpit ich auta przypomina centrum dowodzenia. Teraz w moje ręce trafił kolejny „maluch” – wideorejestrator Mio MiVue J20.
Urządzenie to jest dosłownie kostką, którą można schować za lusterkiem wstecznym i kompletnie o niej zapomnieć. Pytanie brzmi: czy tak małe urządzenie, kosztujące śmieszne pieniądze, jest w ogóle w stanie zaoferować przyzwoitą jakość i niezawodność? Czy to kolejny gadżet, czy może realne zabezpieczenie na drodze? Sprawdziłem to i muszę przyznać, że wnioski są… ciekawe. Zapraszam na kolejny test z cyku #kluczowa5
Dyskretny świadek na szybie
Pierwsze wrażenie jest świetne. Mio J20 jest absurdalnie mały – jego wymiary to zaledwie 37.5 x 36 x 32 mm. To prawdziwa kosteczka, która idealnie chowa się za lusterkiem wstecznym. I właśnie o to chodzi w wideorejestratorze – ma być, działać i nie przeszkadzać w prowadzeniu. Konstrukcja J20 nie ogranicza pola widzenia ani na jotę. W zestawie dostajemy uchwyt z mocną taśmą 3M, zapasową taśmę oraz, co bardzo cenię, dwie folie elektrostatyczne. Poniżej możecie zobaczyć zdjęcie całego zestawu, gdzie dla porównania położyłem monetę jednozłotową – to naprawdę uzmysławia, jak malutki jest sam rejestrator.
To genialne w swej prostocie rozwiązanie (folia) pozwala przykleić folię do szyby, a dopiero do folii sam rejestrator. Demontaż jest wtedy czysty, łatwy i nie zostawia śladów kleju na szybie. Brawo za przemyślenie tematu. Sam uchwyt ma pewne ograniczenie – regulacja jest możliwa tylko w osi góra-dół, nie ma tu przegubu kulowego pozwalającego na ruch na boki. W praktyce to nie problem, bo kąt 120° i tak łapie wszystko. Co jednak ciekawe, w przeciwieństwie do wielu rejestratorów, ten uchwyt pozwala na ustawienie kamery na całkowicie pionowej szybie, co ucieszy kierowców ciężarówek.
Cała obsługa sprowadza się do jednego przycisku (jedno kliknięcie to start Wi-Fi, trzy to format karty) i aplikacji, bo J20 nie ma wyświetlacza. Po prostu podłączamy zasilanie (przez USB-C) i sprzęt zaczyna robić to, do czego został stworzony – czyli nagrywać otoczenie samochodu.
Jakość nagrań w dzień i w nocy
Przejdźmy do konkretów, czyli jakości obrazu. Mamy tu sensor 2M rejestrujący obraz w Full HD 1080p przy 30 klatkach na sekundę i z kątem widzenia 120°. Jak to wygląda w praktyce? Dokładnie tak, jak można się spodziewać po tej specyfikacji, a nawet odrobinę lepiej. W dzień (co widać na załączonym zrzucie ekranu z przejazdu)
obraz jest ostry i czytelny, szczególnie w scenach bardziej statycznych, np. na światłach. Problemy pojawiają się, gdy rośnie dynamika – 30 klatek na sekundę to trochę za mało, by zawsze wychwycić tablice rejestracyjne aut mijających nas z dużą prędkością. Duży plus należy się za szybkie dostosowywanie ekspozycji, na przykład przy wyjeździe z tunelu. Kamera nie „głupieje” i nie przepala obrazu.
A co z nocą? Tu byłem pozytywnie zaskoczony. Oczywiście, odczytanie tablic w nocy (jak na drugim zrzucie) graniczy z cudem, chyba że stoimy komuś na zderzaku. 
Obsługa przez aplikację – wygoda czy kompromis?
Brak ekranu w tak małej obudowie jest oczywisty i wymusza inne podejście do obsługi. Cała konfiguracja i podgląd nagrań odbywa się przez zintegrowany moduł Wi-Fi i aplikację MiVue Pro. I tu kolejny plus – apka jest stabilna i po prostu działa. Łączenie jest proste (jedno kliknięcie przycisku na obudowie) i po chwili mamy na smartfonie dostęp do wszystkich ustawień, podglądu na żywo (przydatne przy ustawianiu kadru) i zapisanych plików.
Można je od razu pobrać na telefon. Oczywiście, jest tu kompromis – transfer przez Wi-Fi wstrzymuje nagrywanie. W codziennej jeździe nie ma to znaczenia, ale warto pamiętać, by nie robić tego w trakcie jazdy, a na postoju. Najważniejsze jest jednak to, że dzięki Wi-Fi dostajemy też aktualizacje OTA (Over-The-Air). Oznacza to, że oprogramowanie sprzętu aktualizuje się bezprzewodowo, co w tej półce cenowej jest wręcz luksusem.
Niezawodność, czyli superkondensator w akcji
Czwarty kluczowy punkt to element, który winduje ten rejestrator wysoko ponad tanie, chińskie wynalazki. Mowa o braku klasycznej baterii. Zamiast niej Mio zastosowało wbudowany superkondensator. Dlaczego to tak istotne? Ponieważ jest on nieporównywalnie bardziej odporny na ekstremalne warunki pracy. Nie spuchnie latem, gdy auto zamieni się w piekarnik na słońcu, ani nie straci swoich właściwości przy -20°C zimą.
To gwarancja, że urządzenie będzie działać zawsze wtedy, gdy jest potrzebne, a nie tylko wtedy, gdy ma na to ochotę. W sprzęcie za niespełna 150 zł znalezienie tego komponentu to absolutna rewelacja i dowód na to, że producent nie oszczędzał na kluczowych elementach.
Cena i gwarancja, czyli nokautujący argument
Na koniec zostawiłem argument ostateczny – cenę. Ten wideorejestrator kosztuje 149 złotych. Powtórzę: sto czterdzieści dziewięć. I gdyby to był produkt „no-name”, można by wzruszyć ramionami.
Ale to jest Mio, które na ten sprzęt daje… 3 lata gwarancji. To jest absolutny nokaut i coś, co właściwie zamyka dyskusję o opłacalności. W cenie średniej klasy karty pamięci dostajemy kompletny, markowy wideorejestrator z trzyletnią ochroną. Mamy pewność, że G-Sensor zadziała w razie kolizji, a nagranie zostanie bezpiecznie zapisane, zamiast zawiesić się w kluczowym momencie.
Werdykt: mała kostka o zaskakująco dużej wartości
Czy Mio MiVue J20 to najlepszy wideorejestrator na rynku? Oczywiście, że nie. Nie ma 4K, a 30 klatek to standard, nie luksus. Troszeczkę szkoda też, że nie ma GPS, który zapisywałby prędkość i lokalizację, ale w tej cenie jest to w pełni wybaczalne. Tyle że ten sprzęt nie aspiruje do bycia królem wydajności. Ma być dyskretnym, niezawodnym „świadkiem”, który nie kosztuje fortuny. I w tej roli sprawdza się wybitnie. Pięć kluczowych cech – miniaturowa obudowa, przyzwoita jakość obrazu, stabilna aplikacja z Wi-Fi, superkondensator i nokautująca cena z 3-letnią gwarancją – czynią z niego „deal życia” i absolutny „no-brainer” dla każdego, kto szuka podstawowej, ale pewnej ochrony na drodze.
Zalety
- Nokautująca cena (149 zł) i 3-letnia gwarancja.
- Absolutnie dyskretny, miniaturowy rozmiar.
- Niezawodny superkondensator zamiast baterii.
- Łatwy montaż dzięki dołączonym foliom elektrostatycznym.
- Obecność Wi-Fi i bezprzewodowych aktualizacji (OTA) w tej cenie.
Wady
- Tylko 30 klatek na sekundę (ryzyko rozmycia tablic w ruchu).
- Brak regulacji uchwytu na boki (tylko góra-dół).
- Brak możliwości jednoczesnego nagrywania i korzystania z Wi-Fi.
- Brak modułu GPS.