Premier Donald Tusk potwierdził oficjalnie, że rząd rezygnuje z kontrowersyjnego „podatku Morawieckiego” od starych samochodów, który jeszcze niedawno wisiał nad głowami posiadaczy i importerów używanych aut. Po licznych spekulacjach i emocjach, wyraźny komunikat pojawił się między innymi na platformie X, gdzie Tusk podsumował: „skasowaliśmy podatek Morawieckiego od używanych samochodów”. Cała sprawa budziła spore oburzenie – czy to był powód do paniki, czy część manewrów wokół Krajowego Planu Odbudowy?
Zmiany, które czuć od razu
Wielu kierowców i miłośników motoryzacji odetchnęło z ulgą po deklaracji Tuska. W praktyce tzw. podatek Morawieckiego miał uderzyć w osoby, które nie kupują nowych aut z salonu, tylko sprowadzają starsze pojazdy – najczęściej kilku- czy kilkunastoletnie diesle, bo tylko na takie pozwala domowy budżet. Za rejestrację takiego samochodu przewidywano wyższe opłaty, proporcjonalnie do wieku i poziomu emisji spalin. To rozwiązanie wpisane przez poprzedni rząd do KPO miało pomóc w realizacji unijnych kamieni milowych, czyli de facto odblokować europejskie środki. Dla przeciętnego Polaka oznaczałoby jednak mocny strzał po kieszeni – w imię ekologii wyższą opłatę płaciłyby osoby z mniej zasobnym portfelem, bo przecież właśnie one sprowadzają tanie, starsze auta. Przeciętnie w Polsce kupuje się samochód używany za ok. 30 tys. zł, a nowy kosztuje cztery, pięć razy więcej.
Czym był podatek Morawieckiego?
To nie był jednorazowy kaprys, tylko projekt, który ze strony poprzedniego rządu PiS miał być „środowiskowym” podatkiem od posiadania oraz rejestracji samochodu. Opłata bazowała na wieku pojazdu i poziomie emisji CO2. Im pojazd starszy i bardziej kopcący, tym wyższy podatek. Celem rządu było powstrzymanie lawiny sprowadzanych pojazdów z Zachodu, które często mają cofnięty licznik, są powypadkowe i nie spełniają norm ekologicznych – a jednocześnie kosztują ułamek ceny nowego samochodu.
Rynek używanych aut w Polsce – liczby mówią same za siebie
Prawda jest taka, że Polska pływa w morzu starszych, używanych samochodów z importu. W samym 2024 roku sprowadzono do kraju niemal milion używanych pojazdów – dokładnie 967 579 sztuk, czyli ponad 20% więcej niż rok wcześniej. Przeciętny wiek importowanego auta wynosi ponad 12 lat, a aż 56% to pojazdy starsze niż dziesięć lat. Zdecydowana większość tej fali płynie z Niemiec, Belgii, Holandii czy Francji. Z perspektywy zwykłego kierowcy: dopóki krajowe zarobki rosną wolniej niż ceny nowych pojazdów, sprowadzanie starych samochodów jest jedyną realną opcją.
Co teraz? Ulga dla kierowców, gorąca debata w rządzie
Decyzja Tuska to wyraźny sygnał, że obecny rząd stawia na komunikację społeczną oraz próbę pogodzenia ekologii z realiami życia Polaków. Opozycja tradycyjnie krytykuje ten ruch, twierdząc, że podatek „nigdy nie istniał”, a cała zawierucha to wyłącznie zabieg PR-owy. Tusk jednak jasno podsumował: walka z zanieczyszczeniami jest ważna, ale nie może odbywać się kosztem najbiedniejszych, kupujących tanie auta. Rozmowy z Komisją Europejską trwają, a rzekomy „nowy podatek” ma być bardziej sprawiedliwy i dostosowany do tego, czym faktycznie jeżdżą Polacy. Na razie – ulga, ale temat na pewno jeszcze wróci.