Spójrz, proszę, w kąt swojej kuchni, na balkon albo do spiżarni. Widzisz tę rosnącą kolekcję pustych butelek? Tę chwiejną wieżę z plastiku i szkła, która zajmuje coraz więcej miejsca? To nie dowód na twoje zaniedbanie. To namacalny symbol systemu, który ktoś wprowadził, ale zapomniał poinformować nas, obywateli, jak mamy z niego korzystać. Mija już trochę czasu, odkąd ta ekologiczna rewolucja weszła w życie, a ja czuję się jak uczestnik absurdalnej gry, w której nikt nie wyjaśnił mi zasad.
Każda butelka po wodzie, soku czy napoju to potencjalne 50 groszy, a może złotówka, która ma do nas wrócić. Teoretycznie. W praktyce każda z nich to zagadka, logistyczne wyzwanie i rosnący wyrzut sumienia, który zagraca nasze domy. Państwo dało nam narzędzie, które miało być proste i pożyteczne, ale zapomniało dołączyć do niego instrukcji obsługi. I tak, zamiast porządku, mamy jeszcze większy bałagan, a zamiast pożytku – rosnącą frustrację.
Misja pierwsza, czyli znajdź to przeklęte logo
Zacznijmy od absolutnych podstaw. Czy ty, bez zaglądania do internetu, potrafisz powiedzieć, jak wygląda oficjalne logo systemu kaucyjnego? Czy jesteś w stanie je sobie zwizualizować? No właśnie. Nikt nie pomyślał o przeprowadzeniu rzetelnej, ogólnopolskiej kampanii informacyjnej. Nie było spotów w telewizji i internecie, które wbijałyby nam do głów: „Szukaj tego znaczka. Znajdziesz go tutaj. Tak wygląda butelka objęta kaucją”. Zamiast tego zafundowano nam zgadywankę. Stoję więc w sklepie, obracam butelkę w dłoniach jak detektyw szukający dowodów i nic. Gdzie to ma być? Na etykiecie? Pod kodem kreskowym? A może wytłoczone na plastiku, widoczne tylko pod lupą? To absurd. To kpina z naszego czasu i inteligencji. System, który w swoim kluczowym, pierwszym kroku zakłada, że obywatel ma się sam domyślić, co i jak, jest systemem wadliwym u samych podstaw.
Gdzie jest ten mityczny automat?
Wyobraźmy sobie, że po długich poszukiwaniach udało nam się zidentyfikować butelkę objętą kaucją. Brawo my! Co dalej? Gdzie mamy ją zanieść? Gdzie stoją te słynne butelkomaty, które miały być na każdym rogu? Czy istnieje jakaś oficjalna mapa, rządowa aplikacja, cokolwiek, co pozwoliłoby zlokalizować najbliższy punkt? Oczywiście, że nie. Zamiast tego mamy kolejną grę terenową. Taszczymy więc worki z brzęczącymi butelkami po mieście, planując zakupy tak, by może przy okazji udało się pozbyć śmieci. A co zastajemy na miejscu? Automat jest „chwilowo nieczynny”, „pojemnik jest pełny” albo, co gorsza, w ogóle go nie ma, chociaż powinien być. I co wtedy? Mamy wracać z tymi samymi workami do domu? To upokarzające i zniechęcające. Chcemy zrobić coś dobrego, a system rzuca nam pod nogi kłody na każdym kroku.
Gra o 50 groszy, czyli gotówka czy świstek papieru?
Dochodzimy do sedna, czyli do pieniędzy. Bo nie oszukujmy się, ekologia jest ważna, ale te 50 groszy za sztukę to konkretny motywator. Pytanie brzmi: czy my te pieniądze w ogóle zobaczymy? Czy dostaniemy gotówkę do ręki, którą będziemy mogli wydać na cokolwiek? Czy może jednak dostaniemy słynny bon? Oto największa niewiadoma. Czym jest ten bon? Czy będę musiał go zrealizować tylko i wyłącznie w tym sklepie, w którym oddałem butelki? Jaki będzie jego termin ważności? I najważniejsze – czy jego użycie nie będzie obwarowane koniecznością zrobienia zakupów za jakąś minimalną kwotę? Nikt nie przedstawia jasnych, jednolitych zasad. To, co miało być uczciwym zwrotem kaucji, zamienia się w narzędzie marketingowe, które ma nas przywiązać do konkretnego sklepu. To nie jest zwrot pieniędzy, to jest pułapka na klienta.
Informacyjny chaos, który zabija ideę
Źródłem tych wszystkich problemów jest kompletny i porażający brak profesjonalnej kampanii informacyjnej. Wprowadzono system, który dotyczy każdego z nas, i potraktowano nas jak osoby, które mają nieograniczony czas i chęci na samodzielne odkrywanie jego zasad. To tak, jakby poczta wprowadziła nowy, obowiązkowy rodzaj znaczka, ale nie poinformowała nikogo, jak on wygląda i gdzie można go kupić. Idea systemu kaucyjnego jest słuszna i potrzebna. Jednak w praktyce została ona zabita przez niekompetencję i informacyjny chaos. Obawiam się, że wkrótce większość ludzi po prostu się podda. Frustracja wygra z dobrymi chęciami. I te wszystkie butelki, które teraz zbieramy w domach z nadzieją, wylądują w zwykłym, żółtym koszu na śmieci. I to nie będzie nasza wina. To będzie wina systemu, który, choć istnieje, w praktyce jest tylko teoretyczną, niedziałającą wydmuszką.
Jeden komentarz
Kogo to obchodzi? Grunt że operatorzy zarobią. Oj… Chyba nie… Siemens – Kloska mówiła, że oni działają non profit.