Jeszcze dwa, trzy lata temu temat chińskich samochodów w Polsce był traktowany z przymrużeniem oka, bardziej jako motoryzacyjna ciekawostka. Dziś sytuacja zmieniła się diametralnie. Wystarczy spojrzeć na dane – według OTOMOTO Insights, w ciągu zaledwie roku liczba ofert takiego BAIC-a wzrosła o ponad 440%. To nie jest już ciekawostka, to potężna fala, która właśnie uderza w polski rynek. Zaczynam się zastanawiać, czy europejscy giganci, przyzwyczajeni do dyktowania warunków, mają w ogóle gotowy plan obrony.

Nie tylko cena, czyli czym naprawdę kuszą chińskie marki

Oczywiście, pierwszym i najczęściej wymienianym magnesem jest cena. Kiedy widzimy, że za podobnie wyposażony samochód można zapłacić 30, a nawet 40% mniej, trudno przejść obok tego obojętnie. Sam łapię się na tym, że przeglądając specyfikacje, jestem w szoku, jak wiele można dostać w standardzie. Systemy multimedialne, asystenci jazdy, pakiety bezpieczeństwa – elementy, za które u europejskiej konkurencji trzeba słono dopłacać, tutaj często są po prostu w cenie. Ale to, co wydaje mi się jeszcze ważniejsze, to zmiana społeczna, jaką ta ofensywa wywołuje. Nagle okazuje się, że na fabrycznie nowy samochód z salonu stać ludzi, którzy do tej pory mogli sobie pozwolić co najwyżej na kilkuletnie auto z importu. To potężny cios w rynek wtórny i sygnał dla dealerów, że pojawiła się zupełnie nowa, liczna grupa klientów.

Europejska odpowiedź: obniżki to dopiero początek

Najciekawsze jest jednak to, co dzieje się po drugiej stronie barykady. Czy europejscy producenci udają, że nie widzą problemu? Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że w centralach wielkich koncernów wreszcie zapaliła się czerwona lampka. To chyba nie przypadek, że w ostatnich miesiącach słyszymy o promocjach i obniżkach cen u takich graczy jak Stellantis. Ceny, które przez lata tylko rosły, nagle zaczęły hamować, a nawet lekko spadać. To bezpośredni efekt chińskiej presji. Konkurencja w końcu stała się realna, a to dla nas, kierowców, najlepsza możliwa wiadomość. Era dyktatury cenowej powoli dobiega końca, a my zyskujemy znacznie silniejszą pozycję negocjacyjną w salonach. I bardzo dobrze, bo nic tak nie uzdrawia rynku jak realna rywalizacja.

Digitalizacja i elektryki jako nowe pole bitwy

Walka nie toczy się jednak wyłącznie na poziomie cenników. Chińskie marki, często budowane od zera w erze cyfrowej, mają ogromną przewagę w dziedzinie technologii i elektromobilności. Nie są obciążone dekadami tradycji i przestarzałych rozwiązań. Dlatego ich systemy multimedialne często działają płynniej, a oferta hybryd i aut elektrycznych jest zaskakująco szeroka. Doskonale rozumieją też, że dziś samochodu szuka się najpierw w internecie. Współpraca BAIC z platformą OTOMOTO na tak szeroką skalę to mistrzowskie posunięcie. Budują swoją obecność tam, gdzie klient podejmuje pierwsze decyzje – przed ekranem komputera lub smartfona. Zapewniając łatwy dostęp do ofert, porównywarek i kontakt z dealerem online, wyprzedzają o krok konkurencję, która wciąż myśli głównie w kategoriach fizycznego salonu. To pokazuje, że chińska inwazja jest przemyślana, strategiczna i uderza na wielu frontach jednocześnie. Wszystko wskazuje na to, że polski rynek motoryzacyjny już nigdy nie będzie taki sam.

Share.

Leave A Reply